W nocy miałam dziwny sen. Przerażający z jednej strony. Śniło mi się, że mój synek był chory i po chwili umarł. Chwilę później mieszkałam w ,,domu" koło cmentarza. Ale to nie był zwykły cmentarz. Przy grobie swoich bliskich mieszkali ludzie, mieli w takich grotach meble, telewizory - jednym słowem mieszkania. Trumny ze zmarłymi chowane były w szufladach (takich jak w komodach). W tym śnie była moja ciocia, która powiedziała, że każdy z nas ma jedną szansę żeby odzyskać swojego bliskiego. I mimo tego, że widziałam swojego martwego synka - był też drugi chłopiec. Taki sam, żywy syn. Chwilę później jakby czas zaczął szybciej płynąć, ja nadal z ciocią i synkiem mieszkaliśmy przy tej szufladzie ze zmarłym chłopcem, a żywe dziecko było beztroskie, śmiało się i bawiło. W pewnym momencie pojawiła się kobieta (nieznajoma) w realnym świecie nigdy jej na oczy nie widziałam i powiedziała, że jest daleką krewną, która przyszła zabrać Kaspra. Spłoszyłam ja i po chwili znów widziałam jak przekrada się do szuflady ze zmarłym synkiem, otwiera ją, otwiera trumienkę i wyciąga z niej małego nieżywego chłopca w żółtej piżamce. Przez moment miałam wrażenie że jego oczy zostają we mnie utkwione. Jedyna różnica pomiędzy chłopcami była taka, że ten nieżywy miał długie blond włoski, a ten mój króciutkie.
Obudziłam się wręcz z krzykiem. Nie wiem co to oznacza, ale nie może wyjść mi ten sen z głowy. W dalszym ciągu widzę go tak realnie, że mam ciarki na całym ciele.
odpowiedz